piątek, 14 września 2012

Czwarte (rozwinięte) skrzydło Rocrannona

Na początek uwaga dla niezorientowanych, jest to relacja z sesji RPG która odbywała się przez sieć a konkretnie połączanie skype i serwisu roll20.net.

Czwarta sesja za nami. Zgodnie z tracycją na początek lista obecności:

Tym razem przygoda toczyła się całkowicie w lesie gdzie Nuadu i Keffar w końcu mogli rozwinąć skrzydła (Rocrannona :) ). Dzielna drużyna po założeniu obozu była tak zmęczona że poszliśmy spać, na szczęście resztki zdrowego rozsądku nakazały zostawić Nuadu na warcie. Na jego zmianie kompletnie nic się nie działo i po kilku godzinach przyszła kolej na Keffara. Oczywiście zezowate szczęście na tę zmianę przygnało kilka dzików, które na szczęście poza robieniem hałasów nie sprawiło żadnych problemów. Polowanie też sobie Keffar odpuścił bo mrok był taki że miałbym większe szanse nabić się na własną włócznię.

Rankiem Nuadu gdzieś przepadł na godzinę, a wracając przyniósł dwa zające. Szybkie śniadanie i po chwili myśliwi ruszyli na pierwszy rekonesans. W planach było zatoczenie kilkukilometrowego koła wokół obozu, sprawdzenie ścieżek zwierzęcych, zastawienie kilku wnyków i powrót do obozu. Szczęście znów nam dopisało (opłaciło się upicie Tsara i podrzucenie szlifowanych kości na Polconie) i po kilku godzinach natknęliśmy się na wielkiego jelenia z dwoma sarnami i młodym koziołkiem. Szybka decyzja, łuk w rękę i jeleń został pierwszą ofiarą naszych myśliwskich zapędów.

W międzyczasie Koukhash i Finor mieli zajmować się obozem. Na początek postanowili zbudować polową wędzarnie.  Nazbierali za to sporo dziwnie ostrych kamieni ijakoś specjalnie nie zwróciło to ich uwagi, ale z powodu niedoboru jakichkolwiek narzędzi, zmęczenia Koukhasha i ogólnego braku porozumienia niewiele poza kłótnią z tego wyszło.

W tym czasie myśliwi wracając do obozu natknęli się na skarpę pokrytą sporymi chitynowymi łuskami, największe okazy miały nawet 50 cm średnicy! W skarpie znajdowały się również jakieś dziwne ni to jamy, ni to tunele, ale stwierdziliśmy że nie mamy ochoty na spotkanie z właścicielem tych łusek i czym prędzej ruszyliśmy w dalszą drogę. Bez dalszych problemów wracamy do obozu gdzie pierwsze co rzuca się w oczy Nuadu to dziwne kamienie które noszą ewidentne ślady obróbki przez człowieka. Godzina jest późna więc kładziemy się spać, tym razem moja warta mija na tyle spokojnie że spokojnie sobie czyszczę świeżo zdobyte skóry. Następny wartę przejął Koukash, a przynajmniej miał taki zamiar bo zasnął chwilę później. Tu znów los nam sprzyjał, gdyż w pewnym momencie mój szósty zmysł delikatnie dał mi znać że coś jest mocno nie tak. Okazało się że z niefrasobliwości wartownika postanowił skorzystać tygrysopodobny zwierz dobierając się do naszego jelenia. Na szczęście dość szybko przy pomocy pochodni udaje się dojść z kotem do porozumienia - kot odchodzi w szybkim tempie a my go nie gonimy. Koukash nie poczuwał się zbytnio do odpowiedzialności, wiec w ramach wdzięczności za nocne atrakcje Nuadu rano funduje mu gwałtowną pobudkę.

Rankiem stwierdzamy że mamy na tyle mięsa iż spokojnie możemy wracać do Trzewii, więc Nuadu z Finorem idą ostatni raz przejrzeć wnyki a ja z Koukashem porcjuje i pakuje miesiwo. Szybko nam to poszło więc idziemy jeszcze obejrzeć miejsce skąd wcześniej nazbierali z Finorem tych dziwnych kamieni. Na miejscu okazuje się że jest to całkiem spore rumowisko, wyglądające jakby ktoś dość regularnie zrzucał tu tłuczeń. Podążając ścieżką wśród gruzów znajdujemy całkiem sporą dziurę w ziemi w której Koukash, na węch, zaraz po tym jak do niej wpadł, od razu rozpoznaje piwniczkę z winem. Niestety brak światła i sprzętu do wspinaczki uniemożliwia nam dokładne zbadanie piwniczki. Po powrocie do obozu okazuje się że szczęście nam znów sprzyjało (ach te poprawiane kości) i we wnyki złapała się sarna, dwie łasice i jakaś mutacja kury z indykiem.

Na tym zakończyliśmy sesję. Po raz kolejny okazało się że dupy wołowe z nas a nie doświadczeni awanturnicy. Ruszyliśmy do dzikiego lasu na wielką eskapadę myśliwską, a tak naprawdę prawie nie mieliśmy niezbędnego sprzętu. Wymienię jedynie kociołek, liny, łopatę, siekierę, lampy i sól, a to oczywiście tylko rzeczy podstawowe. Będzie trzeba porządnie się zastanowić PRZED następną wyprawą. Do przemyślenia jest też system zapasów i w ogóle prowadzenia gospodarczej części wyprawy, ale o tym napiszę w jednej z następnych notek.

Z pytań do MG nasunęło mi się jedno, ile może ważyć zwierzyna którą upolowaliśmy? Bo zaczynam się obawiać czy damy rade to wszystko (jeleń i sarna?) dotachać do domu.

Na zakończenie chciałem jeszcze napisać, że sesja wywołała u mnie pewien niedosyt, jednak te dwie godzinki to trochę mało. Z drugiej strony mam świadomość że rano trzeba wstać, a pod koniec sesji większość już i tak ziewała. Czyżby to starość? Zobaczymy, może się uda w któryś weekend zorganizować dłuższą sesję i wtedy się "nagramy do oporu".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz