sobota, 25 lutego 2023

Rechocząca Szczelina

Jednolitą, nieruchomą biel zaśnieżonego krajobrazu zakłócił delikatny ruch osypującego się śniegu. Spod powały spalonej i zawalonej chaty, wygrzebywało się jakieś małe stworzenie. Stworzenie po chwili okazało się malutką, dziecięcą dłonią, za którą podążała reszta ręki i w końcu dziecko w lichej, zjedzonej przez mole kapocie z foczego futra. Chłopiec po wystawieniu głowy spod śniegu rozejrzał się ostrożnie po okolicy, po czym wygrzebał się do reszty i biegiem ruszył w kierunku centrum osady.

Chłopiec poruszał się szybko i pewnie, przeskakując od rogu do rogu. Sprawnie przemieszczając się między chatami kierował się w stronę portu. Po kilku chwilach był już na tyłach magazynu rybnego Bezwara, rozejrzał się na boki i wszedł do środka przez dziurę pod obluzowaną deską. W środku czekało już paru podrostków w podobnym wieku którzy na dźwięk przesuwanej deski od razu obrócili się w jej stronę.

- No jesteś w końcu - odezwał się jeden z chłopców - martwiliśmy się o ciebie, gdzie byłeś tyle czasu?
- Musiałem się ukrywać przed potworami - odrzekł nowy otrzepując kapotę ze śniegu.
- Jakimi potworami?
- No tymi co się ostatnio po mieście kręcą, wiecie wyglądają jak zwierzęta a udają ludzi.
- Widziałem ich w okolicy promu - potwierdził mały rudzielec - dziwnie wyglądają, jeden jak kot drugi jak sowa a trzeci to chyba królik.
- Koty to chyba nawet dwa były!
- Nooo a widziałem, ten królik to z wielkim toporzyskiem chodzi.
- Lepiej opowiadaj co z tymi potworami, gonili cię?
- Gorzej, przyszli do mnie do domu, byli cali zakrwawieni i mówili że mają szczęśliwy haczyk babci, ale chcą za niego złoto.
- Przeca wy biedaki, zwłaszcza od kiedy twoja babcia zaginęła, skąd złoto?
- No właśnie, mama mówiła że nie ma, to królik wyjął odrąbaną głowę innego potwora, chyba psa, i zaczął coś krzyczeć, a sowa to chciała mnie nakarmić jakimiś oczami, to było straszne... Myślałem że też nas zjedzą jak im nie zapłacimy. Udało mi się wymknąć i schować w spalonej chacie Olsena.
- Ja to chyba słyszałem jak rano burmistrzowi grozili, że go pobiją jak nie da im za coś pieniędzy.
- Co za potwory, że też bogowie pozwalają takim po ziemi chodzić...

A było to tak.
Muszę wspomnieć, że pożegnaliśmy (możliwe, że tylko tymczasowo) Smoczego Maga, a na jego miejsce pojawiła się Assasinka Tabaxi - Daria. Jak to Jacek stwierdził, ma dość ciągłej utraty przytomności, chyba myśli że kot będzie mniejszy łomot dostawał...

Drużyna na początek drugiego "sezonu", została poproszona o rozwiązanie zagadki zaginięcia lokalnej wędkarki Nabiry. Wiadomo było że coś ją napadło podczas łowienia na lodzie, a ślady które zostawił napastnik prowadziły do Rechoczącej Szczeliny. Łowcy którzy próbowali wytropić potwora przestraszyli się upiornych dźwięków dobywających się z dziury i wrócili do Wschodniej Przystani z pustymi rękami.

Niechętnie (bo nie było nagrody) ekipa wyruszyła w drogę prowadzona przez jednego z łowców. Ów nie żeby był chętny, ale Hopper "namówił" go do współpracy wymachując toporem. Podróż zaczęła się spokojnie, ale temperatura zaczęła gwałtownie spadać osiągając w którymś momencie -90 C (najgorszy możliwy rzut na pogodę) i zerwała się straszna wichura. #NoteToMyself trzeba dopracować wpływ pogody na podróżowanie, przy takiej temperaturze nikt normalny (hehe) nie wyściubia nosa z domu, a co dopiero podróżować po świecie i spać pod namiotem. Gdy drużyna postanowiła w końcu przeczekać wichurę w kotlince napatoczył się olbrzymi, dziwnie wyglądający Goliat, cały w tatuażach. Jako że był dość przyjazny, zapytał czy może im jakoś pomóc i poszedł w swoją stronę. Mniej ciekawie zrobiło się rano, gdy podczas zwijania obozu napatoczył się głodny lodowy troll i mówiąc szczerze, gdyby nie Quinn i jej duchy leczące sytuacja nie wyglądała by dobrze. Troll nie dość że był dość mocny to roztaczał wokół siebie aurę mrozu, która masakrowała drużynę. Na szczęście w końcu potwór został pokonany i drużyna ruszyła w dalszą drogę już bez dalszych niespodzianek docierając do Rechoczącej Szczeliny.

Ze szczeliny rzeczywiście rozlegały się dziwne chichoty, zupełnie jakby na dole ktoś prowadził stand-up dla większej publiczności. Zamiast szukać wejścia, no bo po co skoro można skakać, latać albo chodzić po ścianach, zeszli od razu do jaskini gdzie się rozdzielili. Hopper z Quinn przeszukiwali czyjeś leże, a Najada z Darią zupełnie przypadkiem znalazły wejście (wyjście?) i czwórkę bardzo wychudzonych gnoli. W pierwszej chwili postanowili ich nie atakować, tylko zobaczyć co robią, gnole kręciły się wokół kamiennego ołtarza na którym była głowa kozicy, ale bały się jej tknąć.

W tym czasie Hopper znalazł ukradzioną wędkę wraz z magicznym haczykiem a gdy wychodzili z komnaty napotkali wodza gnoli, na żadne negocjacje nie było już czasu i rozpoczęło się starcie. Wódz oczywiście wołał o pomoc, ale gnole które nadbiegły nie włączyły się do walki, tylko obserwowali ją z bezpiecznej odległości (drużyna kompletnie nie zwróciła na to uwagi). Potyczka nie trwała długo, barbarzyńca kilkoma sprawnymi ruchami zakończył żywot wodza. Reszta gnoli nadal nie była skora do bitki, ale Hopperowi nie przeszkadzało to w rzuceniu się na nich i zrobieniu masakry. Oczywiście z wydatną pomocą reszty drużyny. W tym czasie Daria rozstrzelała z łuku pozostałe osobniki ze świątyni, które też nie szukały guza, ale...

Trochę moja wina, gnole powinny uciec wcześniej, ale miały słabe rzuty, a ja byłem już zmęczony i nie zareagowałem na czas, skończyło się na wybiciu całego stada.

Szybkie przeszukanie dalszej części jaskini ujawniło jeszcze zamkniętego w klatce berserkera posługującego się charadalynowym oszczepem. Uwolniony rzucił się na drużynę, niewiadomo co chciał osiągnąć, ale walka nie trwała długo.

Drużyna zakrwawiona od stóp do głów, bo na koniec postanowili jeszcze zebrać "trofea", poobcinali wszystkim gnolom ogony, wodzowi głowę, a Quinn (w sumie nie wiem po co) jeszcze wydłubała oczy. Wróciła bez przeszkód do Wschodniej Przystani. Na miejscu próbowali jeszcze wyciągnąć jakieś złoto od rodziny wędkarki (strasząc przy okazji dzieciaka głową i oczami), a następnie wyżebrali od Mówcy zapasy na miesiąc "za pomoc". (#NoteToMyself obić dupę blachą i nie dawać się naciągnąć na nagrodę przez marudzenie)

niedziela, 3 kwietnia 2022

Górska wspinaczka

Wpis trochę opóźniony, pisany więc mocno z pamięci, ale istotny bo pierwszy z serii opisującej przygody dzielnej drużyny (furasów...) w mroźnych krainach.

Tabaxi wyprostowała się po odłożeniu ostatniego kamienia na stosie, przetarła pot z czoła i westchnęła.
- Długo jeszcze będziemy odmrażać sobie uszy na tym wypizdowie? - zagadnął Hopper siedzący pod skałą, pogryzający marchewkę i obserwujący pracujących z boku.
- Martwym należy się spokój - odpowiedziała palladynka - a poza tym skończyliśmy.
- A było by dużo szybciej gdybyś nam pomógł a nie tylko komentował - dodała Quinn otrzepując ręce ze śniegu.
- Ojtam ojtam, nie ja ich zabiłem to nie ja ich będę chował, poza tym jaszczur też się obija.
- Właśnie, rusz tyłek bo zamarzniesz - krzyknęła druidka rzucając w maga śnieżką - już cię śnieg zaczyna przykrywać.
- Aha - odburknął Lilxith, nawet nie odrywając oczu od księgi którą czytał.
- Ten to nie zamarznie, a jeśli nawet to po odmrożeniu nawet nie będzie wiedział co się stało.

Najada spojrzała na dwa zgrabne stosiki które ułożyli ze skał i lodu, wykonała znak swojego boga. Rozejrzała się raz jeszcze po okolicy podziwiając widok na mroźny krajobraz roztaczający się z kopca Kelvina.
- To co? Zbieramy się ?
- W końcu - podsumował Hopper wstając.
Pozbierawszy ekwipunek, otrzepawszy maga ze śniegu, drużyna ruszyła wolnym krokiem w dół zbocza.

A było to tak...
Uwaga - Spoiler Alert - tekst poniżej zawiera szczegóły które mogą zepsuć ci zabawę jeśli grasz w tę kampanię.

Drużyna podczas przechadzki po Targos napotkała psa który wyglądał jakby urwał się komuś z zaprzęgu. Psiak nawet wykazywał chęć zabawy z druidką, ale ewidentnie próbował ich gdzieś zaprowadzić. Właścicielem psa, a dokładniej mężem właściciela, okazał się być Keegan Velryn. Jego mąż Garret wyruszył kilka dni temu na wyprawę do Kopca Kalvina i nie daje znaku życia.

Dzielna ekipa oczywiście zgodziła się pomóc i niezwłocznie wyruszyła w kierunku Caer-Konig. Niezwłocznie, nie licząc kupna dwóch Toporodziobów i całej kupki dodatkowego ekwipunku. Droga przebiegła spokojnie, i jeszcze tego samego dnia wieczorem poznali Atenasa Szybkiego, właściciela "Zamrożonej Ekspedycji" sklepu w Caer-Konig, z wszystkim czego wyruszający na odludzie bohater może potrzebować. Zachaczyli jeszcze tylko "Hak, linkę i ciężarek" (miejscową gospodę) gdzie zatrudnili do pomocy przewodniczkę Jarthrę Farzassh i wyruszyli w stronę kopca.

U podnóża kopca, bardzo szybko udało się zlokalizować opuszczony obóz podróżników, tym że to obóz Garetha świadczyła reszta psiego zaprzęgu która nadal czekała na pana. Na szczęście zwierzaki były na tyle sprytne że dobrały się do zapasów na saniach i tak naprawdę nic im się nie stało.
Odnalezienie tropów prowadzących na górę też nie nastręczyło problemu, więc drużyna raźno ruszyła na szlak podziwiając górzystą okolicę i miejscową faunę. Nie zaczepiana fauna w postaci górskich kozic, też nie robiła problemów.
Pierwszym problemem okazał się dopiero lawina, ale na szczęście graczom udało się uciec i niedługo później udało się odnaleźć nieprzytomnego Garetha leżacego pod półką skalną.

Tu mała dygresja, zasady dotyczące lawin są albo kompletnie do bani albo ich nie rozumiem. Działając zgodnie z zasadami była praktycznie 100% pewność że lawina po prostu zmiecie i zabije całą drużynę, no może poza Quinn która potrafi latać. Gracze na początkowych poziomach po prostu nie mają szans, a u nas to był sam początek kampanii więc musiałem trochę "oszukiwać"...

Okazało się, że wyprawa Garetha na swej drodze napotkała wielkiego Yeti a podczas ucieczki Gareth został lekko poturbowany przez bestię a następnie spadł ze skały. Po udzieleniu pierwszej pomocy zapadła decyzja by Gareth wrócił z przewodnikiem do domu, a drużyna bohaterów pójdzie w stronę szczytu by odnaleźć zaginionych towarzyszy nieszczęśnika.

W tym momencie napięcie mocno wzrosło gdyż przyczajone w śniegu Koty Skalne postanowiły spróbować jak smakuje mięso Dragonborna i gdyby nie szybka akcja Najady i Hoppera a następnie leczenie Quinn to drużyna szukała by nowego maga do ekipy.
Dalsza część przygody przebiegła w miarę spokojnie, wspinaczka po skałach zaprowadziła bohaterów do jaskini w której, jak się okazało chwilę później, mieszkały Yeti. Sytuacja wydawała się mocno nieciekawa bo Yeti są jednak duże i silne. Jakież jednak było zdziwienie reszty drużyny gdy okazało się, że Quinn bez najmniejszego problemu dogadała się z bestiami w ich narzeczu uwalniając zaginioną towarzyszkę Garreta - Perilou Rybie Palce. Kapłanka przekazała jeszcze informację, że drugi z zaginionych Mokingo został zabity w potyczce, a ostatnia - Astrix gdzieś uciekła.
Chwilę później ponownie przydały się umiejętności lingwistyczne druidki, gdyż przed wejściem pojawił się tata Yeti, ale znów udało się porozumieć i rozejść bez rękoczynów.

Ostatnia część przygody to wyprawa na sam szczyt Kopca, gdzie znaleziony został obóz nieznanego krasnoluda (bez głowy) z niebieskimi butami i zamarzniętą pod skałą Astrix. Po przeszukaniu obozu i pochowaniu zmarłych drużyna wróciła bez przygód do Caer-Konig na czym zakończyliśmy sesję.

Obrazek pożyczony z https://5e.tools, graczy proszę o NIE zaglądanie pod tego linka, gdyż jest tam cała przygoda. Zepsujecie sobie zabawę.

niedziela, 27 marca 2022

Nowe początki w mroźnych krainach

Po prawie siedmiu latach walki z prozą życia, lenistwem i depresją nadszedł ten moment gdy wracam do mistrzowania. Co więcej muszę się pochwalić, że udało się zebrać prężną ekipę do grania na żywo!!!

Zaczynamy nową oficjalną kampanię "Icewind Dale - Rime of the Frostmaiden". Będziemy używać zasad Dungeons & Dragons w 5 edycji, wraz z dodatkowymi zasadami zawartymi w kampanii.

Przygód w mroźnych rainach będą szukać:

  • Hopper - Harengon Barbarzyńca - grany przez Łukasza
  • Lilxith - Drakon Czarnoksiężnik - grany przez Jacka
  • Najada - Tabaxi Palladyn - grana przez Karolinę
  • Quinn - Owlin Druid - grana przez Agatę (po raz pierwszy na "scenie")

Mam nadzieję że uda mi się ogarnąć tak specyficzną drużynę, bo sam nie wiem jak to się stało, ale najmniej egzotyczny w drużynie jest ... Drakon.

UWAGA, dalsza część może zawierać pewne spojlery fabularne, jeśli grasz w tę samą kampanię u innego MG, czytasz na własną odpowiedzialność

Za nami sesja zerowa, ustaliliśmy w co i jak gramy, opowiedziałem o Dolinie Lodowego Wichru. Przy okazji mała uwaga, tak, spróbuję tłumaczyć nazwy które coś oznaczają na polski, w końcu Polacy nie gęsi itd. Poza tym mam wrażenie że ma to swój klimat jeśli ktoś nazywa się Hlinn Zguba Troli (org. Trollbane).
Poznaliśmy Dekapolis, #notetomyself - trzeba wydrukować mapę na której gracze będą mogli robić notatki *), dowiedzieliśmy się że Aurill Lodowa Dziewica od dwóch lat nie dopuszcza do końca zimy przez co cała północ jest skuta lodem a temperatura czasem spada nawet poniżej -80 stopni.

Los chciał, że zaczeliśmy przygodę w Targos gdzie drużyna poznała Hlinn Zgubę Troli, emerytowaną łowczynię nagród, która poprosiła ich o pomoc w rozwiązaniu zagadki tajemniczych morderstw. Hlinn podejrzewa niejakiego Sephka Kaltro, ochroniarza jednej z wędrownych kompanii kupieckich. Nie udało się jednak do tej pory znaleźć żadnych konkretnych dowodów jego winy, więc to zadanie zostawia drużynie.

Poszukiwania Sephka mogą trochę potrwać, więc drugim zadaniem którym postanowili zająć się gracze jest odnalezienie Garreta, męża niejakiego Keegana Velryna (tak, doczytałem że to jednak facet nie kobieta). Garret wyruszył kilka dni temu do Caer-Konig gdzie miał się spotkać z inną drużyną awanturników i razem mieli wyruszyć do Kopca Kelvina, niestety słuch o nim zaginął.

Jeszcze tylko szybkie zakupy i nasza dzielna drużyna wyrusza do Bryn Shander.

Ciąg dalszy za tydzień. Bardzo się cieszę, że w końcu udało się ruszyć i mam nadzieję że drużyna będzie się równie dobrze bawić jak ja.

*) Nie, Łukasz, Karak-Hui to nie te okolice

poniedziałek, 2 listopada 2015

Problemy życia codziennego

Czy zastanawialiście się kiedyś jak wygląda przeciętna postać w grze RPG?
Większości z Was przyjdzie zapewne na myśl umięśniony bohater z rozwianą blond czupryną, na wspaniałym rumaku, w lśniącej zbroi płytowej dzierżący błyszczący miecz w prawicy. No ewentualnie może to być potężny mag, odziany od stóp do głów w najlepszej jakości atłasy z modnie utrefioną brodą. Oczywiście wariacji klas i stylów ubierania jest mnóstwo, ale jeśli Wasza wizja choć trochę zahacza w takie rejony, raczcie odpowiedzieć na kilka pytań.

  • Kiedy postać ostatnio brała kąpiel?
  • Kiedy ostatnio prane były ubrania?
  • Kiedy te ubrania były kupione/naprawiane?
  • Kiedy broda/czupryna ostatnio widziała balwierza?
  • Kiedy zbroje i broń były jakkolwiek reperowane?
  • Kiedy ostatnio koń był u kowala?

Nie będę chyba zbyt daleki od prawdy twierdząc, że przeważająca większość mogła by na wszystkie te pytania odpowiedzieć "dawno, bardzo dawno temu".
Z jednej strony podniosą się głosy, że to normalne, że w "średniowieczu" wszyscy śmierdzieli. Z drugiej zaś, skądinąd słuszna, uwaga, że RPG to nie "zabawa w dom" i każdej zmiany majtek nie trzeba "odgrywać". W obu tych kwestiach mogę powiedzieć, tak macie rację, ale...

Generalnie, jak we wszystkim, jestem za opcją "zdroworozsądkową". I tak, owszem, w większości światów fantasy można założyć że ktoś kto się od dwóch tygodni nie mył nie będzie wzbudzał niezdrowej sensacji. Nawet w lokalach gastronomicznych podczas konsumpcji. Tyle, że jak już się jeden z drugim wybiera w interesach do lokalnego władyki, to już wypadało by się choć trochę ogarnąć. Takoż skaleczenie zardzewiałą bronią wprawdzie może powodować zakażenie tężcem, ale chyba nie o to chodzi.

Pół biedy gdy przygody toczą się głównie w cywilizowanych okolicach, ale wybaczcie nie uwierzę, że po kilku tygodniach wałęsania się po krzakach, wykrotach, bagnach i lochach, niezliczonych potyczkach z goblinami, szkieletami czy innymi poczwarami, ubranie, ba zbroja, przypomina coś więcej niż szmatę do podłogi skrzyżowaną z narzutą typu "patchwork". To samo dotyczy oczywiście też reszty ekwipunku i wszelakich zwierząt towarzyszących dzielnym bohaterom.

Zastanawiałem się co zrobić z tym problemem nie popadając ze skrajności w skrajność. Z jednej mamy "odgrywanie" każdego mycia zębów i niezniszczalne przedmioty z drugiej. Najrozsądniejszym wydała mi się pewna umowna wartość oznaczająca zużycie ekwipunku. Do zadań MG będzie należało ustalenie jak wiele zachodu/pieniędzy będzie kosztowało gracza utrzymanie odpowiedniego stanu ekwipunku na danym poziomie. Warto zaznaczyć, że nie chodzi tu o poziom gracza, choć jest to powiązane, tylko ekwipunku. Oczywiste jest że mniej zasobów będzie pochłaniała zgrzebna szata mnicha a więcej atłasy czy złotogłowie.

Co pewien czas MG będzie uznawał, że poziom zużycia się podnosi, czasem może to być miesiąc siedzenia w w mieście, czasem tydzień w górach, a w skrajnych sytuacjach wystarczy wyjątkowo intensywna potyczka. Przy okazji pobytu w bardziej cywilizowanych okolicach, za odpowiednią opłatą ekwipunek można będzie doprowadzić znów do odpowiedniego stanu.

Jako że ostatnio modny jest powrót do "retro", może okazać się pomocna poniższa tabelka:

Poziom zużyciaStan ekwipunku
1Ekwipunek nowy, w idealnym stanie, zarówno wizualnie jak i użytkowo
2Ekwipunek jak nowy, widać że używany, ale nadal w bardzo dobrym stanie
3Sprzęt używany. Może byc brudny, lekko wytarty. Nadal dobrze spełnia swoją funkcję.
4Sprzęt mocno używany. Ubrania bardzo brudne, zdarzają się dziury, naddarcia lub pęknięcia. Broń może być lekko stępiona lub krzywa. Nadal nadaje się do użycia.
5Ekwipunek zaczyna zawodzić. Ubrania i zbroje mają sporo dziur, od wielkiej biedy bronią można jeszcze komuś zrobić krzywdę.
6Łachmany i złom. "Ubrania" dawno straciło prawo do tej nazwy, bardziej przypominają pozawijane wokół delikwenta szmaty niż cokolwiek innego. Broń jest połamana, tępa albo brakuje kluczowych elementów.

Oczywiście to tylko propozycja, można ją dowolnie rozwijać, dodawać modyfikatory do broni (np. -2 do obrażeń za zużycie), czy rzutu na reakcję. Poziom zużycia można stosować do całości ekwipunku danej postaci, grup ekwipunku (broń/zbroje/ekwipunek obozowy) lub też dla poszczególnych elementów wyposażenia, ale to już wydaje mi się lekką przesadą.

P.S. W następnym odcinku kilka słów o życiu w mieście.


wtorek, 4 sierpnia 2015

O jedzeniu słów kilka.

Istota problemu

Oprócz wielu innych problemów z którym spotkali (lub jeszcze spotkają) się gracze w "Tajemniczym Projekcie" został im jako bohaterom postawiony cel utrzymania przy życiu pozostałych współpasażerów. Jest to nie tylko bezpośrednia obrona przed "potworami" i "chorymi", ale także bardziej przyziemna sprawa w postaci zapewnienia wszystkim pożywienia w odpowiedniej ilości. O ile w przypadku kilkuosobowej drużyny wydaje się to drobiazgiem, to przy kilkudziesięciu czy kilkuset osobach, zaczyna się robić sporym problemem. Z jednej strony dla graczy, no bo skąd wziąć codziennie (!) te kilkaset kilogramów jedzenia. Z drugiej dla MG, bo chcąc zachować śladową dozę realizmu i obiektywność, ma przed sobą całkiem sporą buchalterię.

Kalorie

Jedym z pomysłów mających pomóc w tej kwestii, było określenie zapotrzebowania na jedzenie za pomocą umownych punktów kalorii. Założenie jest takie, że każdy dorosły człowiek potrzebuje dziennie 10 punktów by normalnie funkcjonować. Za pomocą prostej matematyki łatwo wyliczyć dzienne zapotrzebowanie całej grupy (ilość osób * 10) oraz aktualne "nasycenie" jako różnicę z ilości wymaganej i średniej faktycznie dostarczonej w ostatnich dniach. Z pewnego lenistwa, liczę tu tylko i wyłącznie średnią dla całej grupy a nie pojedynczych osobników.

Przykład:
W grupie mamy 130 osób - czyli zapotrzebowanie na poziomie 1300 punktów. Faktycznie udało się w dostarczyć 900, co daje około 69% wymaganej ilości. Jeśli w kolejnych dniach udało by się się dostarczać 95, 60, 110% wyliczamy po prostu średnią z ostatnich dni co daje około 83,5% ogólnego "nasycenia" grupy. Pozostaje tylko na koniec zaprezentować graczom wyliczony wynik w bardziej opisowej formie, czyli w tym przypadku było by to coś w stylu "ludzie są lekko głodni". Osobną kwestią zostaje określenie co się będzie działo gdy jedzenia naprawdę zacznie brakować, ale ten temat zostawię sobie na jeden z kolejnych wpisów.

Oczywiście mogą zdarzać się nadwyżki, które, jeśli nie panuje zbytni głód w grupie, można magazynować. Warto przy tym zachować zdrowy rozsądek i magazynować taką żywność która się nie psuje po kilku dniach. Ewentualnie wredny MG może wymagać od graczy określenia warunków przechowywania. Mam tu na myśli wędzenie czy peklowanie mięs, przetwory z warzyw i owoców itp. Oczywiście "wszyscy" to potrafią (evil grin).

Źródła pożywienia

Tak samo jak "zużycie" jedzenia jest rozliczane w punktach, tak samo rozliczam zdobywanie pożywienia. Każde potencjalne źródło ma losowy współczynnik "pozyskania" np. 3k10+20 na osobę pracującą nad "wydobyciem", oraz określenie czy się źródło zużywa, jeśli tak, ile pozostało do wyczerpania.
Przykład:

Nazwa Pole ziemniaków
Żywność k100+50 / na osobę dziennie
NieskończoneNie, pozostało 34000 punktów.
Typ żywnościSurowe ziemniaki

Ewentualnie:

Nazwa Las wokół osady
Żywność k50 / na osobę dziennie
NieskończoneTak, można zmieniać współczynnik w zależności od pory roku.
Typ żywnościW zależności od pory roku, owoce runa leśnego, zwierzyna

Dodatkowe źródła pożywienia

Zdarzyć się również może, że gracze podczas swoich wypraw znajdą dodatkowe racje żywnościowe. Ze względu na jednorazowość wydarzenia nie będą one zapisywane jako "źródła", ale, zwłaszcza przy większych ilościach, warto by również określić wartość punktową takiego znaleziska. Ja przyjąłem umowny przelicznik 200 kcal na punkt, a orientacyjne tabele kaloryczne można bez problemu znaleźć w internecie.

Podsumowanie

Oczywiście część lub nawet wszystkie te informacje można ujawnić graczom. Jeśli mają żyłkę do mikro zarządzania można z tego zrobić coś w rodzaju dodatkowej mini gry w której będą mogli zarządzać zasobami grupy, podziałem obowiązków itp. Tak czy inaczej, wymaga to pewnej buchalterii i z doświadczenia polecam założenie dodatkowego arkusza kalkulacyjnego do prowadzenia tego typu zabawy.


czwartek, 8 stycznia 2015

50 sesji minęło jak jeden dzień...

"Stało się to na co czekałem dobre pół roku – odbyła się pierwsza sesja w nowym “settingu” Tsara – “Skrzydła Rocranon”. ... Była to sesja pełna nowinek, bo i nowa kampania i po raz pierwszy sesja odbywała się “on line” na nowej dla nas platformie. Kolejnym zaskoczeniem było to, że gracze w komplecie z MG pojawili się pół godziny PRZED sesją! Choć z drugiej strony nie ma się co dziwić bo skład był sprawdzony i zawsze pojawiał się na umówione spotkania. Tak czy inaczej fakt warto odnotować.

W sesji udział wzięli:

  • Tsar – MG
  • Żuku – Nuadu – wojownik
  • Parasit (ja) – Keffar Twardziel – także wojownik, tylko lepszy :>

 

Z kronikarskiego obowiązku wspomnę jeszcze o WojCiechu, który jeszcze nie miał postaci za to miał problemy techniczne, więc w sesji uczestniczył głównie duchem..."

Tak właśnie zaczęło się to 23 sierpnia 2012, ponad dwa lata temu. W zeszłym tygodniu "stuknęła" nam pięćdziesiątka !!!
Jak dla mnie to jest absolutny rekord, nigdy, a gram w eRPGie już dobre... 18 lat... nie grałem tak długo u jednego mistrza jednej "kampanii". I powiem Wam jedno, to coś niesamowitego. Przyzwyczajony do gier komputerowych w których awansuje się bardziej niż szybko, momentalnie zostałem sprowadzony na ziemię. Po pięćdziesięciu sesjach, na których chyba jako jedyny z graczy mam 100% obecność, ledwo dochrapałem się czwartego poziomu. No dobrze, mogę powiedzieć że czwartego i pół :) Zgroza, to wychodzi poziom na pół roku :)

W międzyczasie niektórzy nas opuścili, i mam tu na myśli zarówno graczy jak Żuku, grający łowcą (choć tym słabszym) Nuadu , jak i postacie, gdzie nieszczęsny prym bierze pierwsza śmiertelna ofiara wśród naszych postaci nieodżałowany i bohaterski rycerz Koukash. Pojawili się też nowi gracze, pojawiły nowe postacie, były nowe miejsca, tylko zabawa pozostaje ta sama. I przyznać muszę że zamiast się nudzić starzeje się jak dobre wino, nabiera ciągle nowych odcieni i smaczków. A po każdej przerwie czuję się jakbym wracał w dobrze znane miejsce w którym się po prostu dobrze czuję. 

Jako że nowa sesja zaczyna się lada moment, a mnie życie "pozaeRPGowe" nie pozwoliło napisać tego postu wcześniej jak planowałem, chciałem wszystkim współgraczom podziękować za pierwszą pięćdziesiątkę i życzyć oczywiście kolejnej co najmniej setki :)

Najgorętsze jednak podziękowania zostawiam na koniec i pragnę skierować je do naszego ulubionego Mistrza Gry - Sławka. Za ogrom pracy której nawet nie widzimy, a pewnie i często nie doceniamy :) Cierpliwość do naszego marudzenia "mam za mało zręczności"/"znów nam obcinasz HP", Munchkinowania "jak sprzedamy tę księgę za 400 to dostaniemy level", żądania większych skarbów i lepszych mieczy, szukania dziury w całym "a po cholerę tartak na wzgórzu" i całej reszty którą doprowadzamy Cię do szewskiej pasji. Jeszcze raz:

Dziękujemy!!!

P.S. Może w komentarzach dopiszecie Wasze wspomnienia z tej pierwszej 50?

niedziela, 14 lipca 2013

Nowy Tajemniczy Projekt

Skoro jest zainteresowanie, to napiszę kilka słów o moim nowym pomyśle (zwanym dalej "Tajemniczym projektem", w skrócie TP). Z założenie ma to być sandbox z myślą przewodnią. Żeby na początku nie zdradzać zbyt wiele powiem tylko, że postacie graczy znajdą się w niespodziewanym miejscu gdzie będą narażeni na pewnego rodzaju niecodzienne zagrożenie. Jednakowoż naturę tego zagrożenia pozwolę sobie na razie zachować w tajemnicy. Celem będzie oczywiście przeżycie, najlepiej w bogactwie i chwale.

Teraz kilka słów o tle wydarzeń, założyłem że gramy w czasach nam współczesnych, w Polsce. Będzie to miało znaczenie zarówno pod względem dostępnej technologii jak i ogólnie pojętych relacji społecznych :>
Nie wymagam żeby wszystkie postacie były polakami, ale dobrze by było gdyby mówiły po polsku w stopniu co najmniej podstawowym.
Wiem że dużo wymagam, ale chciałbym żeby postacie nie były "papierowe", ukierunkowane tylko i wyłącznie na jedną dziedzinę. Najchętniej widziałbym w miarę przeciętnego Kowalskiego z pewnym "pazurem" oraz jego wszystkimi wadami i zaletami, a nie super komandosa który poza obsługą wyrzutni rakiet i ciężkiego karabinu nie potrafi nic innego. Dodam tylko że na "terenie działań" będziecie właściwie sami, więc zalecałbym dużą dozę uniwersalności.

Pewnie będziecie pytać o zasady, tu przyznam się szczerze, jeszcze nie podjąłem decyzji waham się między Savage Worlds a GURPS'em. Przy czym główne założenie jest takie że system ma nam nie przeszkadzać w rozgrywce, i jako MG będę na siebie brać 90% "obsługi mechanicznej" rozgrywki.

Reasumując, jeśli po przeczytaniu tego wstępu nadal są chętni na zabawę proszę o wymyślenie i opisanie swojej postaci. Nie chodzi mi o 20 stron CV, ale o coś na czym później będziemy mogli się oprzeć przy przekładaniu tego na "punkciki".
To tyle na początek, w razie pytań wiecie gdzie mnie szukać.

P.S. Mam zamiar porządnie przysiąść do TP w czasie urlopu, na tyle by po urlopie (po 15.08) można było zagrać.
P.S.S. Grać pewnie będziemy w przerwach między innymi sesjami przez skype, aczkolwiek pomysł jest na tyle uniwersalny że możliwe będą sesje poboczne (in real?) nie zaburzające głównego toku gry.