wtorek, 4 września 2012

Potężne klątwy ekonomiczne

Czyli jak pozbawić pewnych siebie graczy zbyt dużej ilości gotówki.

Umber zwany potężnym wszedł do karczmy "Pod złotym japkiem". Rozejrzał po prawie pustej sali, po czym przysiadł się do samotnie sączącego piwo człowieka.
- Witajcie mistrzu Grzegorzu - powiedział moszcząc się na ławie - Napijecie się że mną piwka?
- A chętnie - odpowiedział szewc z dziwnym uśmiechem na twarzy.
- Gospodarzu, piwka poprosimy - rzucił w stronę szynkwasu - Jeszcze wam nie podziękowałem za te buty co żeście mi na jesieni wyszykowali.
- Nie ma co dziękować - odrzekł - uczciwie żeście zapłacili to i buty uczciwe.

W tym momencie podszedł karczmarz. Stawiając na stoliku napój pomniejszych bogów, obrzucili woja badawczym spojrzeniem.

- Mam nadzieje, że macie czym płacić? - zapytał z równie podejrzanym co szewc uśmiechem.
- Pewnie że mam, właśnie wróciliśmy z jaskini utopcòw. - odpowiedział Umber zanurzając wąsiska w pianie - Dużo złota nie mieli, ale do końca zimy powinno wystarczyć.
- No jak niedużo, to może od razu zapłaćcie?
- No skoro się tak upieracie - odrzekł, po czym położył na stole garść miedziaków - To ile się należy?
- Pięćset sztuk złota.
Umber przez chwilę wyglądał jakby mu piwo w gardle zamarzło. Zbladł, znieruchomiał i wytrzeszczył oczy na karczmarza.
- Ile? - zdołał w końcu wyksztusić.
- Pięćset - spokojnie odparł karczmarz.Karczmarz wyglądał śmiertelnie poważnie, ale szewc miał uśmiech tak szeroki, że gdyby nie uszy to by pewnie sięgał dookoła głowy.
- To jakieś żarty, tak?
- Nie, wszyscy tyle płacą - wtrącił się Grzegorz.
- A żeby wam głupie pomysły nie chodziły po głowie, to ten tam - karczmarz wskazał ponurego typka w czarnej kolczudze siedzącego koło drzwi - to najemny mistrz miecza. Pracuje u mnie za wikt i opierunek.
- Za wikt i opierunek? To chyba nie jest za dobry w tym fachu.
- Jest bardzo dobry - tym razem to karczmarz się uśmiechnął - tyle, że jest mi winien jeszcze szesnaście tysięcy.
Umber wyglądał na kompletnie skołowanego, ale widząc uśmiech współbiesiadnika zaczął się zastanawiać.
- Mistrzu Grzegorzu, tylko nie mówcie ze to też moja wina...
- A i owszem że wasza. Kto jesienią z loszków tyle złota nawiózł, ze się z wozu wysypywało?
- No my z drużyną...
- Tak się to wszystko zaczęło - sapnął Grzegorz - Olafie, zapisz to piwo na mój rachunek, a ja opowiem jak to było.

A było to tak:
Jakeście złota z loszków przywieźli to się nawet wszyscy cieszyli, bo wiadome było ze coś u nas wydacie i się ludziska wzbogaca na waszym losie szczęśliwym. Tyle ze jak się zaczęło szastanie złotem, boście niby drobnych nie mieli to, się zaczęły dziać dziwne rzeczy.
Pierwszy był znów Jontek, jego chyba sobie bogowie upatrzyli. Wymyślił ze skoro za kufel piwa płacicie złocisza, to on tez chce złocisza za koszyk śliwek. Mieliśta kaprys na śliwy w listopadzie, tośta mu bez mrugnięcia zapłacili. Franek co to ryby łowi w okolicznych stawach stwierdził, ze pstrąg wędzony więcej wart niż trzy kosze śliwek, to tez żeście dali. No i tak to poszło. Worek mąki pięć złociszy, to bochenek piętnaście. Nikt tego złota nie nosił przy sobie, bo jednak ciężkie jak diabli. Wszyscy tylko na kreskę brali i potem się to jakoś rozliczało. Zanim się ludziska spostrzegli co się dzieje, to żeście całe złoto przechulali i pojechali dalej zapominając o sprawie.
A ceny szalały dalej. Ktoś kupił psa, zwykłego kundla, za tysiąc a potem wymienił na dwa koty po pięćset. Szaleństwo ogarnęło cała wioskę. Choć trzeba przyznać ze miedzy swoimi się wszyscy uczciwie z kredytów rozliczali.
Gorzej mieli przyjezdni, tak jak ten pod drzwiami, bo od obcych wszyscy żądali żywej gotówki. Zanim się zorientował co się dzieje już zjadł, wypił i zadłużył po uszy. W sumie w porządku jest chłopina to pewnie odpracuje u ludzi przed wiosna te kilkadziesiąt tysięcy co jest winien.
Zdarzali się tez tacy co nie płacili, na przykład nasz władyka. Jak przyjechał podatki zbierać to zaszalał na łącznie poł miliona i uciekł jak przyszło do płacenia. W pierwszej chwili jak usłyszał co tu się dzieje to chciał podatki podnosić, ale wtedy zbrojni zażądali podwyżek. Na to go nie stać, więc się cichcem wycofał i udaje że nic nie wie o sprawie.
Wiosną przyjadą kupcy ze świata to pewnie ceny wrócą do normalnego poziomu, ale na razie to lepiej pytajcie co ile kosztuje, i to zanim zamówicie. Takie to życie podłe, bez grosza źle, ale jak fortuna zbyt łaskawie złotem sypnie to też nie najlepiej.

Tym oto sposobem za pomocą prostego czaru o nazwie "jinflacja" lub jego potężniejszej wersji "hiper-jinflacja", można zbyt pewnych siebie graczy w try miga pozbawić gotówki lub złudzeń. Bo któż nie rzuci się na łeb na szyję gdy usłyszy że pobliski sołtys płaci za wilkołaka trzy miliony? 

 

1 komentarz:

  1. He he, co jak co, ale opowiadanka czytam z bananem na gębie :). Już wiem, że mam wam nie dawać za dużo skarbów, bo mi wyspę zatopicie :).

    OdpowiedzUsuń