poniedziałek, 3 grudnia 2012

Miejska dżungla

Jak zapewne wiecie ostatnimi czasy przeżywam okres fascynacji wszelkiego rodzaju sanboxami.  Choć przyznam że słyszałem o jednej czy dwóch toczących się w kosmosie, to większość tego typu gier toczy się w scenerii fantasy. Nigdy za to nawet nie słyszałem o miejskim (!) sandboxie cyberpunkowym...

Wyobraźcie sobie, że miasto przyszłości to dżungla, wielka, niezbadana, dzika dżungla... Cóż z tego że w każdej chwili możecie pobrać do waszych komórek/laptopów/wszczepów pamięci idealnie odwzorowującą rzeczywisty układ ulic mapę z google maps skoro tak naprawdę nie ma na tych mapach najistotniejszych informacji. Powiecie że są notki o bankomatach, lecznicach, kafeteriach i promocjach, owszem są. Tylko dla Was jako dzieci ulicy są kompletnie nieprzydatne. Dlaczego? Dlatego że ochrona nigdy nie wpuści takich jak Wy do galerii, a nawet jeśli to z waszymi zarobkami możecie sobie co najwyżej polizać szybkę. 

Istotne informacje istnieją tylko w pamięci ludzi którzy żyją na tych ulicach. To gdzie jest czarnorynkowy market, jaki gang akurat opanował ten kwartał ulic czy informacja gdzie można znaleźć nielegalne części do nieautoryzowanych cyborgizacji. To są cenne informacje i to często na wagę złota, bo mogą uratować czyjeś życie. A tak cennych informacji w google'ach nie znajdziecie.

Co powiecie na takiego sandboxa? Gama możliwości jest praktycznie nieskończona. Własnego samochodu nie macie, a w tej okolicy taksówki się nie zatrzymują. Sama podróż do sąsiedniej dzielnicy gdzie ponoć mieszka stary fixer posiadający części do respiratora matki może stanowić wstęp do mini kampanii. Po drodze można spotkać całą bandę najdziwniejszych stworzeń, przyjaznych jak i wrogich, skarby, lochy czy dziwne świątynie. Wszystko co tylko przyjdzie Wam do głowy można znaleźć w mieście. Cóż z tego że lochem może być podmiejski kompleks R&D jakiejś firmy, a świątynia kolejnym ortodoksyjnym odłamem Kościoła Cyber Jezusa. Zapytacie o potwory? A mało tego w mieście? Zmutowane aligatory w kanałach czy zdziczałe hordy psów to najbardziej sztampowe przykłady. Może chcecie smoka? Bo słyszałem, że gdzieś w okolicy krąży oszalała sztuczna inteligencja w cyber ciele tyranozaura. A może coś się wydostało z prywatnego zoo jakiegoś bogatego świra?

Pewnym założeniem mogło by być żeby gracze, przynajmniej na początku, nie posiadali zbyt wielkich zasobów, ale też ciekawym pomysłem może być rzucenie super bogatego Corpo-Garnitura w takie środowisko gdzie super wypaśny telefon nie działa a jego platynowa karta może służyć tylko jako urządzenie do dzielenia kokainy*. Miasto też nie powinno przypominać centrum Warszawy, a raczej przemysłowe przedmieścia, ale to też tylko kwestia kilku dobrych pomysłów a nie sztywnych ograniczeń. Nawet szklane centrum miast może mieć swoją ukrytą "podszewkę", czego świetnym przykładem może być gra "Mirrors Edge" opowiadająca o kurierach żyjących na dachach budynków korporacji. Pamiętajcie, miasto to dżungla...

Miała być krótka notka o głupim pomyśle, ale w trakcie jej pisania sam się nakręciłem i przyszło mi do głowy tysiące pomysłów. Może coś z tego sklecę?

*) Ktoś kojarzy "The Night Before" z Keanu Reevs'em? :)

7 komentarzy:

  1. Właściwie w twoim przykładzie wyszło takie cyber-fantasy, ale rozumiem twój punkt. IMHO coś takiego ma prawo bytu w tzw. "strefach wojen", dawnych przedmieściach, pozbawionych tak naprawdę cywilizacji w dzisiejszym tego słowa rozumieniu. Centrum miasta, to stalowo szklane, na pewno będzie posiadać setki aplikacji, działających jako nakładki do tego "Google Maps". Mapa korków, mapa zagrożenia przestępstwem, mapa stężenia groźnego dla sprzętu i ciała smogu, mapa lokali gdzie impreza jest najlepsza i crack najtańszy... Już teraz dziesiątki ludzi ma pomysły na tegu typu startupy a przecież w ogrywanej przyszłośći, stworzenie takiego webowego projektu jest stokroć prostsze.

    Inna sprawa, że Sandbox cyberpunkowy ma rację bytu jak cholera i na pewno nie problem było by go stworzyć od podszewki, choć w mojej wersji bardziej nastawiony byłby na zmienną tkankę miasta, ludzi, wydarzenia, okazje. Wpakować się komuś na teren gandu, odkryć dla siebie, że stary Wallmart jest dziś kuchnią cyber-narko-lordów, że w zamurowanej stacji metra stoi uszkodzony mech, któremu wcale tak wiele nie trzeba aby ruszyć, czy po prostu, że świr z giwerą wymiata właśnie klientelę ulubionego baru sushi.

    "The Night Before"? Historia o kolesiu, który budzi się rano w kiepskiej dzielnicy, bez samochodu i dziewczyny i zastanawia się co się działo wcześniej? Lubiłem ten film bardzo i dlatego Hangover wydał mi się taki wtórny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie o to mi chodziło, "miasto" tworzą ludzie i wydarzenia a nie budynki. Właśnie sobie pomyślałem że technologia, wszelkie wymienione nakładki, startupy itp., wcale nie musi przeszkadzać. Bo czy to problem żeby nowego "questa" dostać np. z twittera?

    A co do "cyber-fantasy" to tylko nawiązanie, żeby pokazać że wszystkie te elementy klasycznego fantasy, i wiele wiele innych, można znaleźć i w mieście.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawy pomysł, czekam na realizację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaram się jak człowiek pochodnia. Zawsze kochałem cyberpunka, szczególnie w wydaniu obydwu trylogii Gibsona.
    skleć i prowadź! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha, hu ha, ceny muszą być naprawdę dzikie jeśli ludzi nie stać na to żeby kupić sobie spodnie w H&M ale stać ich na czarnorynkowe wszczepy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albi, słuszna uwaga :) Choć raczej nie o ceny mi chodziło. Czytałem kiedyś reportaż pisany przez dziennikarza udającego żula. Pisał tam że wpuszczali go do kilkugwiazdkowych hoteli a zdarzało się że wyrzucali z fastfoodów. Więc może i nadgorliwy ochroniarz wyrzuci młodych punków z H&M :)

      Usuń
  6. Fajnie to przedstawiles, aż mi na wyobraźnię podzialalo. :) Zagralbym (tylko kiedy?)

    OdpowiedzUsuń